Quantcast
Channel: Nowości sprzętowe
Viewing all articles
Browse latest Browse all 345

Randka w ciemno – recenzja Trek Madone generacji 8

$
0
0

Premiera roweru wyznaczona została na 27.06.2024, a my mieliśmy przyjemność testować go dla Was nieco wcześniej. Zapraszam na recenzję nowej „Madonki”, której zdjęcia obiegły sieć po zakończonym ostatnio Delifnacie; pojawiła się ona dwa sezony po premierze poprzedniego modelu Madone, i jest odpowiedzią na powszechne wśród producentów szukanie balansu pomiędzy wagą, sztywnością a aerodynamiką.

Ci z Was, którzy mnie znają, wiedzą, że mnie się kraksy nie imają, jeżdżę niczym ostoja bezpieczeństwa i odpowiedzialności, oczywiste więc jest, że gdy w Naszosie.pl pojawiła się na testy nowa „Madonka”, objęta jeszcze embargo informacyjnym i charakteryzująca się… znaczną wartością, oczywistym się stało, że pierwszym jej testerem będę ja.

Pierwsze opuszczenie kurtyny z nowego modelu wzbudziło zainteresowanie dziennikarzy; w tym i moje – miałem przyjemność jeździć na pierwszym modelu Madone, przez krótką chwilę jeździłem też Emondą – a zdjęcia, wykonane przez dziennikarzy na tegorocznym Criterium de Dauphine pokazały rower, będący formą pośrednią między Emondą a Madone właśnie – zwężona dolna rura ramy, znany już rodzaj podsiodłowego IsoFlow, wyraźnie odchudzona i bardziej aerodynamiczna rama; rower ten z daleka wygląda lekko i szybko…

Zanim o wrażeniach z jazdy; kilka zdań o „unpackingu”. Do Naszosie.pl trafił model Madone SL7 w szarym malowaniu, z czarno-czerwonymi akcentami. I pierwsze, co rzuciło mi się w oko – to waga. Rower jest wyraźnie lżejszy od poprzedniej „Madonki”; waży prawie 8 kg w stanie gotowym do jazdy. Osprzęt w testowym modelu to Ultegra Di2, kokpit RSL-VR. Oczywiście całość wykonania to włókno węglowe serii z 500 OCLV. Egzemplarz, który trafił do mnie, wyposażony jest w koła Aeolus PRO 51 z nowymi oponkami Bontragera R3 700×28.

Drugie wrażenie – to wyraźnie „odchudzony” przód roweru – w miejsce znanej z poprzedniej Madone dość szerokiej rury dolnej ramy zastosowano znacznie węższą i smuklejszą – znaną z Emondy, co na pierwszy rzut oka sprawia wrażenie połączenia najlepszych rozwiązań z Emondy i Madone. Niecałe osiem kilogramów, doskonała aerodynamika i piekielna sztywność – to cechy nowego modelu.

 

Znany z poprzedniej wersji wygląd IsoFlow nie zmienił – przynajmniej wizualnie – swojej charakterystyki. Sztyca chowa się w ramie w niemal taki sam sposób, uwzględniając odrobinę większą możliwość modyfikacji ustawień siodła. Wkładka, wchodząca w ramę pod sztycą pozwala na obrócenie jej – co pozwala na większą modyfikację wysokości siodła.

Główka ramy też przeszła wyraźną modyfikację na rzecz jej poszerzenia i obniżenia, z dodanym wyraźnym żłobieniem po jej oby stronach na rzecz zwiększenia jej właściwości aero. Przedni widelec jest charakterystycznie „zaostrzony” i nieco poszerzony; tu też wyraźnie widać dbałość o maksymalną aerodynamikę konstrukcji.

Kokpit, oczywiście zintegrowany, też jest mocno „wycieniowany”; ten model wyraźnie różni się od poprzedniej wersji Madone, inaczej też odczuwa się oparcie na nim dłoni – bardzo mi on odpowiada, bo lubię jeździć z przedramionami, opartymi o kierownicę na przedłużeniu klamkomanetek.

 

W skrócie – rower wygląda agresywnie; w każdym praktycznie elemencie przejawia się lekkość, połączona z dbałością o aerodynamikę. Pora przejść do zagadnień praktycznych; wkręciłem więc swoje pedały Wahoo Speedplay, i już ruszam na pierwszy objazd. Z tyłu głowy na początku przejażdżki kołatało rzucone całkowicie poważnie zastrzeżenie, że od nas – testerów – wymaga się nieco więcej, a szczegóły sprowadzają się do tego, by rower wrócił do salonu w takim stanie, w jakim go opuścił; szanować rowery to podstawa testów, w przeciwnym razie, nawet mający do mnie oceany cierpliwości Szef portalu Naszosie.pl, mógłby wyprosić mnie na zewnątrz, wraz z drzwiami i futryną.

Ruszam. Czuję. Chłonę. Skupiam się na pierwszych wrażeniach, szukam puntków wspólnych z dotychczas testowanymi rowerami, szukam rozbieżności między odczuciami, wynikającymi z doświadczenia jeżdżenia na moim „zwykłym” rowerze treningowym. Chłonę też dźwięki – i tu suspensu nie ma co robić; bo osprzęt roweru podczas odpuszczenia korb jest zwyczajnie bezgłośny. Tu już nie zadziała, znana sprzed lat, „ocena” roweru polegająca na słuchaniu, czyje zapadki głośniej hałasują. Za to nie do podrobienia jest fantastyczny szum karbonowych kół, przemierzających bezkresne wstęgi szos…

Niedawno udoskonalona, 12 rzędowa grupa osprzętu działa i szybko i precyzyjnie – naście razy przerzucałem tył – przód, góra – dół, by sprawdzić, jak łańcuch zachowa się podczas wytężonej eksploatacji, noszącej znamiona walki w końcówce wyścigu, testowałem też go na w zasadzie jedynym, znanym w Warszawie „podjeździe”, czyli Agrykoli… przerzutki chodzą płynnie, szybko i dokładnie. Co charakterystyczne dla 12 rzędowych napędów, i mi osobiście bardzo się podoba – to mniejszy przeskok między poszczególnymi zębatkami, co pozwala znacznie lepiej pilnować kadencji, tzw. jest to bardzo ciasne stopniowanie, ułatwiające treningi.

Kolory. Cóż; skoro piszący jest mężczyzną, to na tę kwestię pasowałoby spuścić kurtynę milczenia; dla mnie ten rower jest szary z dodatkami czarnymi i czerwonymi, i całkowicie ignoruję tu uwagi w stylu „nie czerwony tylko różany” bo i tak tego nigdy nie rozpoznam – szczytem moich możliwości kolorystycznych jest rozstrzygnięcie, że lakier na ramie jest matowy, i na tym poprzestańmy. Model SL7 w Polsce dostępny będzie w kolorze szarym. Modele SL5 (osprzęt Shimano 105) będzie dostępny w dwóch wersjach: czarnym i ciemnoniebieskim.

Zaś model SL6 osprzęt Shimano 105 Di2) otrzymał aż trzy „malowania”: czarny, biały i ciemnoczerwony.

Waga w praktyce. Rower jest wyraźnie, odczuwalnie lżejszy od poprzedniej wersji – dzieli je kilogram masy, z korzyścią oczywiście na rzecz nowej Madone. To typowa, aerodynamiczna bestia wyścigowa; wszystko w nim podporządkowane jest oszczędzeniu każdego ułamka sekundy, każdego wata mocy. Koniecznie trzeba tu zaznaczyć, że testowany przeze mnie rower był w rozmiarze 58 – co znaczy, że rower np. w rozmiarze 54, chyba najczęściej sprzedawanym, będzie jeszcze z pół kilo lżejszy.

Komfort jazdy. Mniej przejmowałem się tym zagadnieniem, bo dobrze mam „objeżdżony” poprzedni model Madone, i wiem, że amerykańskiemu producentowi doskonale udało się połączyć agresywną sylwetkę z komfortową jazdą. Oczywiście; dla kogoś, kto jeździ rowerem wyłącznie rekreacyjnie, raz na jakiś czas, taka sylwetka będzie zbyt „agresywna”, ale dla osób trenujących – będzie ona naprawdę komfortowa w praktyce.

Przyspieszanie, czy też sprinty. Jak wiecie, w tym aspekcie sztywność roweru i jego tak zwana „responsywność” ma olbrzymie znaczenie. Rower, zwłaszcza przy ataku w pozycji stojącej, czy finiszu przy dolnym chwycie – musi być absolutnie sztywny, pewny – nie można mieć wrażenia, że cokolwiek się ugina, czy też że siła przeniesienia nacisku na pedały rozchodzi się gdzieś na boki, co powoduje wytracenie mocy. Rama odpowiada na gwałtowne depnięcia; nic się nie ugina, nic nie traci swojej sztywności. Pod tym względem rower zgrany jest doskonale; czuję się na nim… pewnie.

To element recenzji, która jest najtrudniejsza do opisania; bo odwołać mogę się tylko do swoich odczuć, które przecież mogą być odmienne dla kogoś, o innym doświadczeniu kolarskim. Rozwinę myśl tak; przez lata „rowerowania” jeździłem na najróżniejszych rowerach; przełajach, szosach o różnych geometriach i klasie, jeździłem na rowerach torowych, tandemach… co do zasady, mam doświadczenie i uważam, że o samej jeździe na rowerze wiem więcej, niż o samych rowerach. I co mówi mi zgromadzone doświadczenie, poparte niejedną blizną na moich wątłych nóżynach? Otóż niższej klasy przełaj, jakim jeździłem, trudno było rozpędzić, bo rozłaził się cały na boki, a ruch w przód był dla niego niemiłą odmianą od znoszenia na boki. Jeździłem dwiema szosami – kilka lat temu średnio wyższej półki, i też czułem wyraźną różnicę między nimi – jak reaguje, jak wchodzi w zakręty. Na kilku testowych rowerach – albo od startu wiem, że jesteśmy „kompatybilni”, albo przeciwnie – coś mi w danym rowerze „nie leży”.

Na ten wsiadłem – i czułem się, jak na swoim, i to takim, na którym jeżdżę już dłuższy czas. Zero zawahania. Zero wątpliwości, czy zawiedzie – wchodząc ostro w zakręty, czy składając się do zjazdu; zbierając się do ostrego sprintu, czy sprawdzając, jak reagują hamulce na pojawiające się z zaskoczenia czerwone światło. A hamulce? Cóż, ich nazwa niehandlowa mogłaby brzmieć: brzytwy, i w nawiązaniu do wspomnianego konia – należy uważać z ich nadużywaniem, bo mogą nieuważnego jeźdźca wysadzić z siodła, w przypadku zbyt gwałtownego ich użycia… Hamują pewnie, sztywno, bez zawahania.

I – pamiętajcie, że mam punkt odniesienia do i tak bardzo dobrego, poprzedniego modelu Madone – powiedzieć mogę, że choć w poprzedniej żadnych wad znaleźć nie mogłem (poza ceną, rzecz jasna…) to testowana przeze mnie obecnie Madona jest jeszcze lepsza. Jest w każdym aspekcie „bardziej”. Rower trzyma się szosy niczym torów kolejowych. Gwałtowne uderzenie w pedały powoduje natychmiastową reakcję przodu roweru, zachowującego się niczym koń, zerwany z uprzęży. Kolokwialnie mówiąc, rower idzie jak zły, jak dzik w żołędzie, jak Tommy Lee Jones w Ściganym.

Do technologii IsoFlow też zdążyłem się przyzwyczaić, więc nie zaskakiwało mnie dobre wybieranie nierówności asfaltu, co przekłada się na mniejsze obijanie nerek podczas dłuższych treningów. A jeśli dodać do tego główną zaletę systemu IsoFlow – czyli dodatkowego elementu aerodynamicznego (otwór w ramie pod sztycą), rower staje się kompletny.

Koła, opony, czyli dosyć istotna biżuteria. Koła Aeolus PRO 51 nie od dziś są na rynku, więc nie ma co się nad nimi rozwodzić; są to koła wysokiej klasy, sztywne, wytrzymałe i przy tym lekkie. Egzemplarz, który do mnie trafił, złożony został na oponach Bontragera szerokości 28 mm, co potwierdza trend powrotu do zwiększenia komfortu jazdy przy jednocześnie lepszym wybieraniem nierówności przy szerszych oponach, co dla mnie – użytkownika nie zawsze najlepszej jakości dróg jest zmianą na niewątpliwy plus… Opony 28 zwyczajnie nieco bardziej podnoszą komfort jazdy na nim. Oczywiście i koła i opony dostosowane są do systemu tubeless.

Siodło – Bontrager Aeolus Pro – i tu nie ma w zasadzie nic do dodania, bo – parafrazując – jakie jest siodło, każdy widzi, i każdemu odpowiadać może inne. To, najwyższa półka produktów Bontragera, jest – w moim odbiorze bardzo wygodne, do takiego kształtu jestem przyzwyczajony (sam używam klasę niższego siodła tej samej marki) więc na tym czułem się dosłownie jak na swoim – najmniejszego nawet poczucia dyskomfortu.

Z rzeczy ułatwiających funkcjonowanie są też znane już z produktów Treka ciekawe, uniwersalne rozwiązania, jak możliwość przymocowania do otworów w siodle dedykowanej lampki / radaru, taka sama opcja pojawia się też jeśli chodzi o zamocowanie licznika czy lampki z przodu (system Blendr).

Aero w praktyce; choć tę część trudno nazwać „recenzją” a zwyczajnie osobistym odczuciem, zależnym od miliona zewnętrznych czynników, w tym dnia, chwilowej formy, wiatru i splotu zielonych świateł – ale na tym rowerze złapałem dwie koronki na odcinkach, które dość dobrze znam, co może sugerować jedną z dwóch rzeczy: a) kompletnie nic, po prostu tak się złożyło, przy lekko sprzyjającym wietrze i dużej dozie przypadku lub b) rzeczywiście; każdy detal aero ma jednak przełożenie na ułamki sekund, przy przecież takiej samej „parze” w nogach. Do drobiazgowości podejścia Treka do kwestii aero doliczyć trzeba też zniżenie mocowania przedniego bidonu; śruby mocujące koszyk są tak zlokalizowane, że sam bidon niemalże styka się z łączeniem ramy przy suporcie; minimalizuje to zawirowania powietrza w tym miejscu ramy.

Wrażenia po kilku jazdach, kilkudziesięciu kilometrach, kilku godzinach. Co do zasady uważam, że mocną przesadą byłoby w rowerze takiej klasy szukanie „dziur” – prócz tej w IsoFlow – na siłę. To najwyższa półka rowerów wyścigowych, i jako taki prezentuje się naprawdę fantastycznie. Jest sztywny, jest szybki, jest responsywny, jest aero. Jest lekki, jest pewny w prowadzeniu.

Podkreślam też totalne ignorowanie przeze mnie niektórych haseł, które są marketingową, nic nie mówiącą nowomową; jak choćby to, które mówi „o podciśnieniu ograniczającym opory aerodynamiczne”… to ja pozostanę przy swojej „nowomowie”: jeździłbym.

Daję mu najwyższą skalę gwiazdek.

Więcej na www.trekbikes.com

The post Randka w ciemno – recenzja Trek Madone generacji 8 first appeared on Kolarstwo szosowe - Tour de France, Tour de Pologne - Wiadomości sportowe - naszosie.pl.

Viewing all articles
Browse latest Browse all 345

Trending Articles